03/06/2007 - Zamek w Pszczynie
W każdy weekend staramy się odwiedzić jakiś ciekawy zakątek. 3 czerwca 2007 wybraliśmy się do Pszczyny. Pogoda nie była ciekawa - lekko kropił deszcz i kompletnie nie wiedziueliśmy dokąd iść. Dopiero nieznajomy rowerzysta udzielił nam niezbędnych wskazówek, dzięki którym dotarliśmy do parku. Szybko dotarliśmy do skansenu "Zagrody Wsi Pszczyńskiej", gdzie za niewielką opłatą ok. 5 złotych od osoby można oglądnąć wiele ciekawych gospodarstw i pomieszczeń funkcyjnych.
Po obiedzie w pobliskiej restauracji udaliśmy się dalej w głąb parku. Pogoda była już bardziej znośna - słońce lekko prześwitywało przez chmury. Podziwialiśmy malutkie stawy otaczające parkowe ścieżki. Park w pewnym stopniu przypominał Dubliński St. Stephen's Green. W stawach radośnie pływały kaczki, a świeża, połyskująca od deszczu trawa lekko kołysała sie na wietrze. Było po prostu pięknie i pomimo uroku tego miejsca - nie było ono zatłoczone, tak więc można było cieszyć się spokojnym spacerkiem.
Po kilku chwilach dotarliśmy do zamku, którego elewacja jest aktualnie w trakcie remontu i nie wygląda zbyt zachęcająco. Jednak zdecydowalimy się wejść do środka. Za 12 złotych od osoby mogliśmy wejść do środka, a za dodatkowe 12 złotych mogliśmy robić zdjęcia (tzw. zezwolenie na fotografowanie). Przed wejściem należy ubrać używane papcie, albo kupić szpitalne folie z automatu - ta opcja wydała się nam bardziej higieniczna. Piękne komnaty w renesansowym stylu wywarły na nas duże wrażenie. Ciężko jest utrwalić te widoki na fotografii, gdyż turyści mogą chodzić jedynie wyznaczonymi ścieżkami, tak więc możliwości doboru kąta i pozycji przy fotografowaniu są raczej znikome. Mimo to polecamy każdemu wizytę w tym przepięknym miejscu. Tatianie szczególnie spodobał się fotepian w sali koncertowej - niestety nie mogła go nawet dotknąć. Po zwiedzeniu zamku poszliśmy zobaczyć centrum Pszczyny, a dokładniej rynek. Całkiem miłe miasteczko, na pewno wpadniemy tu jeszcze nie raz.